sobota, 9 stycznia 2010

Shiroi Haru (Biała wiosna)


Hiroshi Abe: uroczy gbur - tak chyba najkrócej można scharakteryzować postacie, które zwykł najczęściej grywać ten popularny, japoński aktor (i model). Ma on wybitny talent do kreowania gburowatych, małomównych postaci, pełnych niezaprzeczalnego uroku - to jego "danie firmowe", które smakuje naprawdę doskonale. Taki był w "Kekkon Dekinai Otoko" (gorąco polecam!) i taki też jest w "Shiroi Haru", choć w tym ostatnim został wrzucony w sam środek o wiele bardziej dramatycznych wydarzeń.

Główny bohater "Shiroi Haru" - Haruo Sakura (Hiroshi Abe), kierując się szlachetnymi pobudkami i szczerą miłością, podjął w pewnym momencie swojego życia tragiczną w swych skutkach decyzję. W wyniku tego zdarzenia na wiele lat trafił do więzienia, zostawiając swoją śmiertelnie chorą dziewczynę, której to właśnie życie miał uratować jego heroiczny czyn. Haruo poznajemy w momencie, gdy wychodzi na wolność i dowiaduje się, że... jego ukochana nie żyje, a pieniądze przeznaczone na ratowanie jej życia, gdzieś zniknęły. Ale to nie koniec, okazuje się bowiem, iż Haruo ma... 9-letnią córeczkę, która prowadząc szczęśliwe życie w gronie rodzinnym, nie wie nawet o jego istnieniu. Haruo, targany bólem i wyrzutami sumienia, postanawia odkryć prawdę. I dopiero tutaj zaczyna się prawdziwy dramat...

Fabuły streszczał Wam nie będę, gdyż nie miałoby to większego sensu. Powiem tylko tyle, że jest ona zawiła, czasami zaskakująca i... bardzo dramatyczna. Jeśli oglądaliście "Kekkon Dekinai Otoko" (Facet nie do ożenienia) i podobał wam się Hiroshi Abe w tej lekkiej i bardzo przyjemnej historii, tutaj możecie czuć się nieco... przytłoczeni (chwilami) nadmiernym dramatyzmem. To oczywiście wcale nie musi być wadą, ale takie są moje odczucia - spodziewałem się po prostu lżejszej historii. Hiroshi Abe ma zbyt wielki talent komediowy, aby "marnować go" na sceny dramatyczne, w których - to trzeba przyznać szczerze - też jest bardzo dobry. Nie w tym jednak rzecz. Cały czas oglądając tę serię, nie mogłem się powstrzymać od porównywania jej z "Kekkon Dekinai Otoko", nie spodziewałem się, iż twórcy zafundują nam aż tak dramatyczną historię - myślę po prostu, iż Abe potrafi więcej, gdy jego zadaniem jest rozśmieszyć widza. Ale... właśnie to mnie ostatecznie przekonało, że seria ta naprawdę jest warta uwagi, gdyż mimo tego całego "ciężaru emocjonalnego" (miejcie pod ręką chusteczki), ogląda się ją wyśmienicie! A Hiroshi Abe - co mnie zupełnie już rozbroiło - potrafi być zabawny nawet w scenach poważnych, nie psując przy tym ich dramatyzmu. Maestria!

"Shiroi Haru" to opowieśc o zmarnowanej szansie na szczęśliwe życie i o tym, iż za wszystkie nasze błędy wcześniej czy później przyjdzie nam w końcu zapłacić. Serial został uhonorowany trzema nagrodami, w tym za najlepszy scenariusz i dla najlepszego aktora dla Hiroshi Abe. I słusznie.

"Shiroi Haru" to naprawdę dobrze zrobiona seria, może chwilami naiwna (jak wszystkie dramy), ale za to doskonale zrealizowana, bardzo dobrze zagrana, uzupełniona doskonałą ścieżką dźwiękową i przede wszystkim - to bardzo ciekawie opowiedziana historia. Ostatecznie, możecie mieć mieszane uczucia tylko przy finale (skrajnie dramatycznym, auć!), natomiast na pewno nie będziecie żałować, że poświęciliście tej serii swój czas.





















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz